W pierwszym odcinku Shifty, nowego dokumentalnego serialu Adama Curtisa, przedstawiającego historię Wielkiej Brytanii dwóch ostatnich dekad XX wieku, widzimy sympatycznego urzędnika w średnio-starszym wieku. Nagranie jest fragmentem telewizyjnego reportażu na temat problemu nieszczęścia w angielskim społeczeństwie lat 80. Mężczyzna gra na skrzypcach, a potem wypowiada się do kamery. Mówi, iż nie pije, nie pali, choć kiedyś sprawiało mu to przyjemność, nie chodzi do kina, żyje ze swoją żoną w równoległych światach – „nic na to niestety nie można poradzić, tak po prostu jest”. Konkluduje: „zupełnie się już poddałem, adekwatnie – nie uwierzy pan i widzowie pewnie też nie – czekam już tylko, aż skończę w trumnie”. Mężczyzna nie wygląda na zrozpaczonego, mówi o tym wszystkim, jakby rozmawiał w wiejskim pubie o lekko rozczarowującym meczu krykieta, jest całkowicie pogodzony ze swoim losem i smutkiem, dawno stracił już on dla niego tragiczny wymiar. W tle spokojnie można by puścić Pink Floydów śpiewających „hanging on in quiet desperation is the English way”.
Ta scena najlepiej podsumowuje nastrój całego serialu. Historia, jaką Curtis przedstawia, jest bowiem historią upadku, społecznego rozpadu, kryzysów i kolejnych nieudanych prób powstrzymania tego, co nieuniknione.
Shifty pod wieloma względami przypomina poprzedni serial Curtisa, rewelacyjną, poświęconą Rosji od schyłkowego Gorbaczowa do Putina Russia 1985-1999: TraumaZone (2022). Tak jak w tamtej produkcji, Curtis pozwala przede wszystkim mówić archiwom. Stare nagrania – zarówno te przedstawiające najważniejsze wydarzenia polityczne epoki, jak i życie zwykłych ludzi ze wszystkich zakątków Zjednoczonego Królestwa – opatrzone są minimalnym komentarzem w postaci krótkich, często jednozdaniowych napisów, nie słyszymy prowadzącego narrację komentarza z offu, stanowiącego główny środek wyrazu w poprzednich projektach reżysera. Oba dokumenty obejmują podobny okres, oba są też opowieścią o klęsce elit, które próbując reformować rządzone przez siebie państwa – ZSRR i Rosję w jednym i Wielką Brytanię w drugim wypadku – wyzwalają siły, nad którymi nie potrafią zapanować i przynoszące konsekwencje, jakich nigdy nie zakładali.
Thatcheryzm jak pierestrojka
Choć Margaret Thatcher lubiła porównywać się do Churchilla, to w narracji Curtisa przypomina ona raczej Gorbaczowa. Tak jak ostatni przywódca Związku Radzieckiego, Thatcher obejmuje państwo w głębokim kryzysie. Obiecuje serię reform mających je uzdrowić. Nic jednak nie idzie tak, jak zakładała.
Curtis przypomina, iż monetarystyczna terapia szokowa miała nie tylko opanować inflację i złamać wszechwładzę związków zawodowych, ale też przywrócić brytyjskiemu przemysłowi globalną konkurencyjność. Jej efektem było jednak gwałtowne przyspieszenie deindustrializacji brytyjskiej gospodarki, dokonującej się powoli, ale nieodwracalnie od lat 60. W Shifty widzimy wiele nagrań z ery Thatcher przedstawiających bezrobotnych ustawiających się po zasiłek, zamykane zakłady, puste fale fabryczne, dyrektorów fabryk mówiących o konieczności redukcji produkcji, ludzi próbujących odnaleźć się w nowej gospodarce, gdzie każdy musi stać się przedsiębiorcą samego siebie – na ogół z marnym skutkiem. W jednym z najbardziej wymownych nagrań widzimy zamykaną stocznie w mieście Sunderland na północnym wschodzie Anglii. Po tym, gdy ukończono budowę ostatniego statku, jej wyposażenie sprzedawane jest za grosze na aukcji, jeden z pracowników nie może powstrzymać łez.
Rządy Thatcher i Majora, choć widzą, iż ich polityka przynosi zupełnie inne skutki niż zamierzone, nie potrafią jej jednak w żaden sposób skorygować, dokonać rewizji stojącej za nią ideologii – podobnie jak radzieccy planiści z lat 80., jakich widzieliśmy w TraumaZone. Rząd brnie w kolejne decyzje przynoszące masowe bezrobocie, choćby jeżeli mają poczucie, iż nie przyniesie ona dobrych skutków. Choć jest oczywiste, iż sprywatyzowane firmy nie dostarczają usług publicznych lepszej jakości, a zyski, zamiast inwestować w ich poprawę, kierują do kieszeni swoich akcjonariuszy, konserwatyści nie potrafią przyznać, iż prywatyzacje mogły być błędem.
Zmierzch przemysłu łączy się ze wzrostem znaczenia sektora finansowego, co wzmacniają rządowe deregulacje sprzyjające tej branży. Banki uwolnione z dawnych reguł zalewają brytyjską gospodarkę pieniądzem. Generuje on thatcherowski „cud gospodarczy”, jest on jednak oparty na długu i imporcie. Czyni on brytyjską gospodarkę wyjątkowo podatną na spekulacyjne ataki i kaprysy globalnych rynków, co pokazują kolejne, cyklicznie wracające kryzysy.
Fala pieniądza pompuje też bańkę na rynku nieruchomości, tworząc nowe możliwości wzbogacenia się tradycyjnej brytyjskiej elicie od stuleci czerpiących swoje bogactwo z kontroli ziemi. Curtis pokazuje, jak jednym z największych ekonomicznych beneficjentów reform Thatcher zostaje najbogatszy po królowej arystokrata lat 80., Gerald Grosvenor, 6. książę Westminster. Bogactwo rodziny opiera się głównie na własności nieruchomości w zachodniej części Londynu, w tym luksusowych mieszkań. Wartość posiadłości rośnie dzięki bańce, świeżo wzbogaceni traderzy z City mogą też płacić znacznie wyższe czynsze. Thatcher obiecywała, iż zderegulowany kapitalizm stworzy bardziej merytokratyczne i na swój sposób sprawiedliwe społeczeństwo, nagradzające przedsiębiorczość i ciężką pracę – jak widzimy, zyskuje na nim arystokrata, który kiedyś, pytany o radę, jak się wzbogacić, odpowiedział żartem, iż dobrze mieć przodka będącego dobrym przyjacielem Wilhelma Zdobywcy.
Pustka pod kopułą
Wreszcie czołowy paradoks ery Thatcher w ujęciu Curtisa polega na tym, iż z jednej strony polityczka nieustannie przywdziewała churchillowski kostium, obiecywała powrót Wielkiej Brytanii na kluczową pozycję w światowej polityce, broniła brytyjskiej suwerenności przed zagrażającymi jej brukselskimi biurokratami, a z drugiej jej polityka pozbawiała brytyjski rząd kolejnych narzędzi realnej kontroli nad gospodarką, oddając je międzynarodowym rynkom.
Tego procesu nie są w stanie powstrzymać przychodzące po Thatcher i Majorze rządy New Labour. Jak podkreśla Curtis, jedną z pierwszych decyzji rządów Blaira było przekazanie kompletnej kontroli nad polityką pieniężną Bankowi Anglii. Nowa władza na samym początku zrezygnowała z jednego z ostatnich narzędzi prowadzenia polityki gospodarczej, jakie faktycznie zostały w rękach rządu.
Liberalne elity, które wróciły do władzy wraz z Blairem, przez lata gardziły Thatcher jako uosobieniem pozbawionego kultury, wulgarnego drobnomieszczaństwa. W jednym z odcinków widzimy telewizyjną dyskusję z lat 80., której uczestnicy, wyglądający jakby trafili na wizję prosto z któregoś college’ów Cambridge lub Oksfordu albo z literackiego salonu w północnym Londynie, porównują Thatcher do manekina sklepowego, protekcjonalnie mówią, iż wygląda jak wyobrażenie „mieszkańców przedmieść” o sukcesie w polityce. Intelektualiści, pokazuje Curtis, w latach 80., zniechęcili się do głosującego na Thatcher ludu. Problem w tym, iż przerwanie sojuszu między klasami ludowymi a progresywną inteligencją osłabiło pozycję tej drugiej, wzmacniając władzę pieniądza w Wielkiej Brytanii.
Jednocześnie elita Partii Pracy nie potrafi przedstawić żadnej alternatywnej wobec thatcherowskiej wizji polityki i przyszłości kraju. W efekcie skazana była na kontynuowanie jej polityki, wbrew interesom ludzi, którzy dali jej władzę w 1997 roku. Zamiast własnego programu rządy New Labour oferują politykę opartą na grupach fokusowych – widzimy nagranie, w którym jeden z głównych strategów partii Philip Gould z pełną powagą tłumaczy, iż fokusy to dla niego „nie tylko narzędzie marketingowe”, ale też sposób, by „dać ludziom głos” i „nowy sposób prowadzenia polityki”.
Symbolem programowej pustki New Labour jest dla Curtisa historia Kopuły Millenium, budynku goszczącego wystawę celebrującą wejście Wielkiej Brytanii i świata w trzecie tysiąclecie. gwałtownie okazało się jednak, iż powołany przez rząd komitet nie jest w stanie porozumieć się w kwestii tego, co adekwatnie powinno znaleźć się pod kopułą, zgodzić się co jednej, wspólnej dla całego społeczeństwa wizji przeszłości albo jakąś zaproponować. Jak pisze Curtis: „Liberalny establishment dominował w brytyjskiej kulturze przez półtora wieku. Teraz zbudował kopułę, która ujawniła przerażającą prawdę: iż nie miał on już nic do powiedzenia o Brytanii i jej przyszłości”.
Na postspołecznej pustyni
Brytyjska elita – i ta liberalna, i ta konserwatywna – okazała się zupełnie bezradna wobec szerszej zmiany: zmierzchu społeczeństwa przemysłowego. Rewolucja przemysłowa nie tylko dała Wielkiej Brytanii pozycję globalnego mocarstwa gospodarczego, ale też stworzyła społeczny grunt, na którym opierała się znana nam demokracja, władza dominujących w niej elit, państwo i jego podstawowe instytucje. Ten grunt osuwa się nam wszystkim spod nóg od końca lat 70., a kolejne próby sterowania tym procesem przez polityków czynią go jeszcze mniej stabilnym – brzmi główna teza serialu.
W Shifty wraca wielokrotnie Stephen Hawking i jego teorie na temat czarnych dziur, początków wszechświata i natury rzeczywistości. Tak jak, zdaniem Curtisa, społeczeństwo przemysłowe stworzyła mniej więcej intuicyjna newtonowska fizyka, tak obecny świat lepiej daje się opisać przez fizykę Hawkinga, przypomina przestrzeń wokół czarnej dziury, gdzie – jak rekonstruuje to Curtis – „przestają działać znane nam wcześniej prawa fizyki”.
W tej rzeczywistości „władza” może realnie znaczyć władzę rynków finansowych, których nie są w stanie kontrolować ani politycy, ani mechanizmy demokratyczne, ani media czy społeczeństwo obywatelskie. „Sztuka” – narzędzie gentryfikacji zdegenerowanych poprzemysłowych terenów, służące sektorowi dewelopersko-bankowemu. „Polityka” to gałąź przemysłu rozrywkowego, „demokracja” – fokusy lub demokratyzację dostępu do luksusowej konsumpcji. W ostatniej części serii widzimy, jak w latach 90. wzbogaceni na reformach Thatcher pracownicy sektora finansowego kupują posiadłości na wsi, klasa średnia wynajmuje pałac na swój ślub, a kobieta o wyraźnie proletariackim habitusie, w ciasnym, brzydkim mieszkaniu prezentuje swoją kolekcję designerskich torebek, które skupuje po całej Europie, pewnie przy okazji niemiłosiernie się zadłużając.
W tej nowej rzeczywistości społeczeństwo zapada się, przestaje istnieć wspólnie dzielona rzeczywistość, w jej miejsce powstaje przestrzeń zamieszkana przez zatomizowane jednostki, zajęte narcystyczną autoprezentacją, kurowaniem własnej marki, konsumpcją, pogrążone w zazdrości i nieufności wobec innych. Curtis pieczołowicie wydobywa archiwa pokazujące pierwsze zwiastuny narodzin takiego społeczeństwa. Nagrania pokazujące pierwszych użytkowników walkmanów w londyńskim metrze, każdy pogrążony w swojej osobnej dźwiękowej rzeczywistości. Reportaż o firmie randkowej, umożliwiającej użytkownikom autoprezentację wideo, którą nagraną na taśmie VHS mogą otrzymać ich potencjalni partnerzy; materiał przedstawiający starszą kobietę z klasy pracującej, skarżącą się na pogorszenie bezpieczeństwa w jej okolicy i zachwalającą zalety nowego wynalazku – wideofonu – jaki został zamontowany w jej bloku.
W pętli
Na końcu serii Curtis pyta, czy ludzie tak jak w przeszłości zjednoczą się i zaczną walczyć przeciw sfragmentaryzowanemu przez indywidualizm, skolonizowanego przez władzę kapitału i technologii świata. Zaraz jednak dodaje: a może podobne pytania to po prostu kolejna „pętla sprzężenia zwrotnego nostalgii, powtarzająca obrazy i dźwięki z przeszłości”?
Poczucie pętli może nasuwać się w trakcie seansu z jeszcze jednego powodu. Podobnie jak TraumaZone, mająca premierę w październiku 2022 roku, w pierwszym roku wojny w Ukrainie, Shifty idealnie trafia w swój czas i nastroje brytyjskiej opinii publicznej. Podobne rzeczy, jakie Curtis mówi o epoce Thatcher i Blaira, można bowiem powiedzieć o rządach konserwatystów z lat 2010-24 i pierwszym roku Starmera. Historia ostatnich 15 lat też jest historią bezsilnością władzy, która, próbując zmieniać rzeczywistość, wyzwala siły, nad którymi nie tylko nie jest w stanie zapanować, ale też których konsekwencji nie potrafi przewidzieć.
Referendum brexitowe miało przecież w planach Camerona raz na zawsze zamknąć temat Brexitu i pewnie zakotwiczyć Wielką Brytanię w Unii. Boris Johnson obiecywał „przywrócenie kontroli” i prominentną rolę wolnej od unijnego gorsetu Brytanii w świecie – i nie spełnił żadnej z tych obietnic. Rząd Starmera obiecywał, iż gdy zamiast skompromitowanych Torysów do władzy wrócą poważni, odpowiedzialni ludzie, to kraj znów znajdzie się na dobrych torach, ma dziś podobne problemy z popularnością co rząd Tuska i jest nieustannie oskarżany o programową pustkę.
Przekonanie, iż co najmniej ostatnie 15 lat – jeżeli nie 25 albo choćby 45 – zostało stracone, a cała polityczna elita jest temu winna, rozbrzmiewa dziś w Wielkiej Brytanii zarówno na lewicy, jak i prawicy. Głosi je wyrastający na głównego intelektualistę antyestablishmentowej prawicy architekt Brexitu Dominic Cummings, jak i postcorbynowska lewica z takich środowisk jak Novara Media. Ten dyskurs upadku może być politycznie niebezpieczny, wspierać radykalne, politycznie niesympatyczne środowiska, przeciwstawiające obecny stan rzeczy nostalgicznym wizjom przeszłości i budujących przyszłość wykluczającą całe grupy społeczne – np. potomków migrantów.
Curtis na szczęście nie oferuje żadnej nostalgicznej ucieczki od współczesnych problemów. Ani żadnej alternatywy, żadnego planu działania. Po obejrzeniu jego najnowszej produkcji brytyjski widz może poczuć się tylko jak sympatyczny, czekający już tylko na koniec urzędnik wspomniany na początku tekstu. Filmowcy nie mają jednak obowiązku przedstawiać recept na zbawienie świata, pracują raczej w diagnozie – a ta jak to u Curtisa jest przy wszystkich swoich dyskusyjnych momentach poznawczo fascynująca.