The beginning of the end for von der Leyen? Fierce debate ahead of no-confidence vote

dzienniknarodowy.pl 3 hours ago
Kiedy Ursula von der Leyen stanęła przed Parlamentem Europejskim, by „bronić” się przed pierwszym od dekady wotum nieufności wobec przewodniczącej Komisji Europejskiej, zrobiła wszystko, by uniknąć najważniejszego tematu. Ani razu nie wspomniała o wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który nakazał jej ujawnienie prywatnej korespondencji z dyrektorem generalnym Pfizera Albertem Bourlą. W zamian otrzymaliśmy festiwal pogardy, uniku i podziału – dokładnie to, czego Europa ma już po uszy.

W sprawie Pfizergate chodzi nie o ideologię, ale o podstawy demokracji. Von der Leyen prowadziła nieudokumentowane negocjacje ws. zakupu setek milionów dawek szczepionek w imieniu całej Unii Europejskiej, bez mandatu, bez transparentności, bez parlamentarnych konsultacji. Co więcej, od miesięcy odmawia udostępnienia SMS-ów, które – jak stwierdził sam Trybunał – stanowią dokumenty służbowe i podlegają obowiązkowi publikacji. Mimo to von der Leyen postanowiła udawać, iż sprawy nie ma.

Zamiast zmierzyć się z realnymi oskarżeniami i prawnie wiążącym wyrokiem, rozpoczęła przemówienie od frontalnego ataku na inicjatorów debaty. Padły mocne, choć kompletnie oderwane od meritum oskarżenia:

„To wyjęte z najstarszego podręcznika ekstremistów: polaryzowanie społeczeństwa i erozja zaufania do demokracji poprzez fałszywe twierdzenia o manipulacji wyborami i próby pisania historii na nowo.”

Dla von der Leyen pytania o jawność, kontrolę i odpowiedzialność to „próby dzielenia instytucji”. Krytyka działań Komisji? Spisek ekstremistów. Zaniepokojenie obchodzeniem demokracji? „Putinowska narracja”. Cokolwiek, byle nie odpowiedzieć.

„Jest tu wybór: możemy podążać za panem Pipereą w jego świecie spisków i rzekomych mrocznych intryg ‘Brukseli’, albo możemy nazwać to, czym to jest: kolejną próbą wbicia klina między nasze instytucje, między siły proeuropejskie i prodemokratyczne tego Parlamentu. I nie możemy na to pozwolić.”

W ten sposób przewodnicząca Komisji skutecznie uciekła od odpowiedzialności, sprowadzając debatę do opowieści o złych populistach i dobrych europejskich elitach. Nie wyjaśniła, dlaczego nie zastosowała się do wyroku TSUE. Nie podała harmonogramu ujawnienia korespondencji. Nie wyraziła choćby ubolewania.

„Oczywiście, iż kontaktowałam się z najważniejszymi firmami, ale nic nie zostało ustalone w tajemnicy, a sugestia, iż kontrakty były niewłaściwe, jest po prostu błędna.”

To jedyna wzmianka, jakiej się dopuściła w temacie, który powinien być osią całej debaty. Jednak ani słowa o tym, co zawierały SMS-y, kiedy zostaną opublikowane, ani dlaczego Komisja je ukrywa. Zamiast argumentów – insynuacje. Zamiast odpowiedzi – inwektywy.

Kulminacją jej wystąpienia była deklaracja o rzekomej wojnie cywilizacyjnej:

„Wkroczyliśmy w epokę walki między demokracją a illiberalizmem… wspieranym przez marionetki z Rosji i nie tylko.” – grzmiała. – „To ruch napędzany teoriami spiskowymi – od antyszczepionkowców po apologetów Putina.”

Jeśli ktoś dziś próbuje “pisać historię na nowo”, to nie są to posłowie domagający się przestrzegania prawa, ale szefowa Komisji, która przepisuje pandemię jako jedną wielką opowieść sukcesu. W tej narracji nie ma miejsca na pytania, kontrole ani transparentność.

„To Europa solidarności, którą kocham, i której ekstremiści nienawidzą! I to jest prawdziwa historia pandemii. Wszyscy powinniśmy być z niej dumni i nie pozwolić, by ekstremiści pisali ją od nowa.”

W reakcji na te słowa z sali padły krzyki „Kłamczyni!”, a atmosfera w Parlamencie zamieniła się w otwarty konflikt. Parlamentarna większość zadbała jednak, by głosy krytyczne nie rozbrzmiały zbyt donośnie. Do debaty dopuszczono tylko po jednym mówcy z każdej grupy politycznej, łamiąc wewnętrzne regulaminy PE. Posłanka AfD, Christine Anderson, otwarcie zarzuciła przewodniczącej Robercie Metsoli łamanie zasad demokracji. Metsola nie odpowiedziała.

Po stronie lewicy wybuchła otwarta wojna. Iratxe García (S&D) oskarżyła przewodniczącego EPP Manfreda Webera o flirt z konserwatystami, który rzekomo umożliwił złożenie wniosku o wotum. Ale Garcia nie oszczędziła też samej von der Leyen:

„A pani, pani von der Leyen, niech się pani nie odwraca!”

García zarzuciła szefowej Komisji zdradę własnych zobowiązań w sprawie przepisów klimatycznych i zapowiedziała „opór” socjalistów, jeżeli jeszcze raz ugnie się przed presją EPP. To pokazuje, iż choćby „koalicja Ursuli” zaczyna się sypać – nie z powodu konserwatystów, ale wewnętrznego gnicia politycznego kompromisu, który nie ma już ani spójności, ani celu.

Liberalna Renew i Zieloni również zapowiedzieli, iż Komisja musi „wybrać stronę”: albo lojalność wobec progresywnego centrum, albo „flirt z ekstremą”.

Z prawej strony sceny nastroje były bardziej wyważone, ale równie krytyczne. Fabrice Leggeri (Patrioci) ujął rzecz wprost:

„Europa zasługuje na więcej niż milczenie, niejawne działania i biurokratyczny autorytaryzm.” – mowił polityk Zjednoczenia Narodowego. – „Europa naszych wartości to Europa wolności, która szanuje tożsamość, suwerenność i demokratyczny wybór.”

Sam Piperea, autor wniosku o wotum nieufności, nie mógł zabrać głosu – mimo iż to jego dokument stanowił przedmiot debaty. W swoim wcześniej opublikowanym uzasadnieniu pisał:

„Niedemokratyczna koncentracja decyzji w rękach przewodniczącej Komisji Europejskiej stoi w sprzeczności z zasadami równowagi władz. Głos ludu jest jasny… Zostaliśmy wybrani, by posprzątać ten Dom. Jak powiedział Churchill, to początek końca.”

Niestety, mimo doniosłości momentu, większość posłów traktowała debatę jako obowiązkowe przedstawienie. Von der Leyen, wyraźnie poruszona reakcją sali, odmówiła ponownego zabrania głosu na zakończenie – co zwykle jest formalnością. Pokazała tym samym, iż pod powierzchnią propagandowego tonu i oficjalnych uśmiechów kryje się świadomość słabości. Nie była już pewna siebie. Nie miała nic więcej do powiedzenia.

To nie koniec sprawy Pfizergate. Komisja złożyła apelację od wyroku TSUE – co może odroczyć ujawnienie wiadomości o lata. Ale polityczna szkoda już została wyrządzona. Von der Leyen wybrała konfrontację zamiast przejrzystości. Pogardę zamiast odpowiedzialności. I narrację zamiast prawdy. W ten sposób kończy się nie tylko jej polityczna wiarygodność. Kończy się też mit o Komisji jako bezstronnym strażniku prawa. jeżeli von der Leyen może ignorować wyrok Trybunału i zasłaniać się walką z „ekstremizmem”, to każdy przyszły przewodniczący może zrobić to samo. A wtedy pytanie nie brzmi już „czy Europa ma kryzys demokracji?” tylko „czy jeszcze mamy demokrację?”. Głosowanie Parlamentu Europejskiego w tej sprawie odbędzie się w czwartek.

Read Entire Article