Europa odwiecznie pozostawała zamkniętym kręgiem kulturowym i cywilizacyjnym. Była niedostępna dla tych, którzy znajdowali się poza nią. Była ekskluzywna, a nie inkluzywna. Jej kontakty ze światem zewnętrznym to historia wojen, ekspansji i zmagań z innymi cywilizacjami. Nie jest to kwestia ideologii, ale faktów historycznych. Jedyny moment, kiedy pozwoliła zdominować się siłom zewnętrznym, przyniósł jej upadek w postaci anihilacji Imperium Rzymskiego. Europa otworzyła się ponownie na świat w toku XX wieku, kiedy władzę przejęła polityczna lewica, ustanawiając ustrój demokracji liberalnej. Współczesne idee „człowieka” i „ludzkości” to nowożytne koncepcje wywiedzione z filozofii Oświecenia. Ideologia globalizmu uczyniła z nich swoje naczelne dogmaty, które przeczą wyjątkowości i odwiecznej izolacji cywilizacji europejskiej. Konwencja Genewska, pojęcia „azylu” i „uchodźcy” – rozszerzone na wszystkie narody świata – są narzędziami liberalno-lewicowej globalizacji, która dąży do budowy „światowej wioski”, podporządkowanej jednemu ośrodkowi władzy. Polityka izolacjonizmu, zakończenie handlu światowego w jego obecnej formie, przywrócenie przemysłu i miejsc pracy na Zachód, koncepcje „remigracji” oraz „Fortecy Europa” ruchu Identytarystów, zatrzymanie wszelkiej imigracji spoza kontynentu, ustanowienie zamkniętych kręgów kulturowych oraz dokonanie wewnętrznej, ustrojowej kontrrewolucji – to jedyna recepta na przetrwanie Zachodu i jedyny sposób na autentyczne pokonanie ideologii globalizmu. Internacjonalizm, otwartość, humanitaryzm, liberalizm i lewicowość są wyrokiem śmierci wydanym na naszą kulturę. Widząc, co dzieje się na ulicach Europy, nad którymi państwa demoliberalne już nie panują, mając w pamięci ostrzeżenia Guillaume’a Faye’a, który przestrzegał przed nadchodzącą wojną etniczną, posiadając świadomość toczącej się katastrofy demograficznej, która jest wyrokiem śmierci wydanym na biologiczne przetrwanie naszej cywilizacji, oraz pamiętając o losie Starożytnego Rzymu, musimy uświadomić sobie, iż wybiła godzina ostatecznego rozrachunku z ideami, które są odpowiedzialne za stan kryzysu. To kwestia życia i śmierci, przetrwania lub wyginięcia. Kto akceptuje otwarte granice, światowy handel, przenoszenie zachodnich fabryk do Azji, kto godzi się na masową imigrację z wszystkich zakątków świata – stoi po tej samej stronie, co globaliści, a jego walka z nimi jest pozorna. Nie chce zmiany paradygmatu, a jedyne, o co walczy, to o inną formę obecnego procesu globalizacji. Samuel Huntington musi zwyciężyć nad Francisem Fukuyamą, Joseph de Maistre nad Wolterem, a Julius Evola nad Karlem Popperem.
U podstaw wszelkich zmian społecznych i politycznych znajdują się kwestie demograficzne. To one w toku historii były biologicznym źródłem wielkich konfliktów, rewolucji, ekspansji kultur i cywilizacji. Współcześnie, są główną przyczyną, obserwowanej w całym świecie zachodnim, katastrofy masowej migracji z Azji i Afryki. Od dziesięcioleci mamy do czynienia z gwałtownym wzrostem populacji tych dwóch kontynentów, przy jednoczesnym wymieraniu narodów Europy, a w szerszej skali, całego zachodniego kręgu cywilizacyjnego (USA, Kanady, Australii, Nowej Zelandii), oraz prawosławnej Rosji. Z historycznego punktu widzenia odtwarza się proces, który miał miejsce u schyłku Starożytnego Rzymu: postępująca katastrofa demograficzna oraz masowy napływ obcych plemion w procesie znanym wówczas, jako „Wielka Wędrówka Ludów”. Żyjemy w czasach, w których na naszych oczach potwierdzają się tezy o tym, iż procesy historyczne rządzą się cyklicznymi prawami, co doskonale opisał Oswald Spengler w swoim monumentalnym dziele „Zmierzch Zachodu”.
Wielkie zmiany demograficzne i wynikające z nich migracje nie są jednak usprawiedliwieniem dla działań państw, rządów i instytucji – to one dzierżą w swoim ręku środki mogące powstrzymać kryzysy i to na nich spoczywa odpowiedzialność za przeciwdziałanie zagrożeniom. Starożytny Rzym u swego schyłku był zbyt słaby instytucjonalnie, militarnie i demograficznie, aby powstrzymać napływ wrogich plemion. Tak naprawdę, w ostatnich dziesięcioleciach składał się już niemal wyłącznie z elementu barbarzyńskiego. Ostatni wielcy Rzymianie: Aecjusz, Stylicho, cesarz Majorian – byli zromanizowanymi barbarzyńcami. Na chwilę obecną Zachód nie osiągnął jeszcze tego punktu krytycznego. To, czego nie posiada, to odpowiedniego przywództwa i woli politycznej, które są konieczne do podjęcia zdecydowanych kroków. Nie ma ich, ponieważ na Zachodzie od dziesięcioleci dominuje ustrój demokracji liberalnej, a władzę sprawują następcy ruchów rewolucyjnych: lewica, liberałowie, neomarksiści, globaliści oraz zwolennicy humanitarnego sentymentalizmu, wyznający oświeceniowe idee „ludzkości” i „człowieka”. Właśnie w tych aspektach kryje się odpowiedź na pytanie: skąd przyzwolenie na masową migrację spoza Europy i kto ponosi za nią odpowiedzialność?
Winne są trzy siły, które w żelaznym uścisku dzierżą władzę nad Zachodem i Europą:
- Zachodnie demokracje liberalne – ustrój i wartości, na których jest ufundowany, są przyczyną obecnego kryzysu, a także źródłem podejmowanych na szczeblu politycznym decyzji,
- polityczna lewica – zdecydowana większość zachodniej klasy politycznej to przedstawiciele tego nurtu. Należy zaliczyć do niego również liberalizm – najstarszą historycznie ideologię polityczno-społeczną, poprzedzającą zarówno socjalizm, jak i komunizm. To właśnie liberalizm jest ojcem wszystkich ruchów rewolucyjnych. Jednocześnie jest doktryną lewicową, ponieważ jest wrogi w stosunku do tradycji, wspólnoty, autorytetu i religii, przeciwstawiając im skrajny indywidualizm, materializm, kult pieniądza oraz władzę ludu,
- nowoczesny model ekonomiczny, ideologia kapitalizmu oraz międzynarodowe korporacje.
Wszystkie te trzy aspekty: ustrój polityczny, jego naczelne idee, oraz międzynarodowy, korporacyjny biznes, przenika duch radykalnego, lewicowo-liberalnego światopoglądu. Polityczna lewica, pod postacią demokratów liberalnych oraz kapitalistów, sprawuje władzę nad Zachodem i to ona ponosi pełną odpowiedzialność za katastrofę społeczno-cywilizacyjną, która toczy się na naszych oczach. Kapitalizm będący ideologią maksymalizacji zysku, sprowadzający rzeczywistość wyłącznie do aspektu ekonomicznego, nie może być uznany za ideę prawicową, ponieważ w swojej istocie wywodzi się z antytradycyjnego liberalizmu i neguje znaczenie podstawowych dla prawicy wartości: hierarchii, autorytetu, tradycji i religii. Co więcej, ktokolwiek stawia zysk ekonomiczny ponad zasadami kulturowo-społecznymi i religijnymi, ktokolwiek wynosi go na szczyt hierarchii swoich celów, posiada mentalność i intelekt drobnego handlarza miejskiego, który kroczy ramię w ramię z marksistowskim proletariatem – w istocie niczym się od niego nie różniąc. Dla obydwu istnieje tylko to, co materialne.
W 1995 roku amerykański politolog Samuel P. Huntington opublikował książkę „Zderzenie cywilizacji i nowy kształt ładu światowego”, w której przedstawił, opozycyjną względem globalizmu, wizję przyszłości świata. Jego zdaniem, istotą nadchodzącej epoki będzie zderzenie pomiędzy odrębnymi kręgami cywilizacyjnymi. Dzieło Huntingtona powstało w kontrze do tez zawartych w pracy Francisa Fukuyamy „Koniec historii i ostatni człowiek” z 1992 roku. Fukuyama kreślił tam wizję „końca historii”, który miał nastąpić wraz z pokonaniem komunizmu i zdominowaniem globu przez liberalną demokrację. Ten typ ustroju uznawał za najdoskonalszy, za historyczne zwieńczenie ludzkich wysiłków. Fukuyama stał się naczelnym ideologiem globalizmu, Huntington jego realistycznym przeciwnikiem. Wychodzimy z założenia, iż to tezy Huntingtona powinny stać się punktem wyjścia dla podejmowanych decyzji politycznych oraz do dalszej dyskusji na temat przyszłości Zachodu. Co więcej, należy je potraktować, jako źródło odnowy i radykalnej przemiany naszego kręgu cywilizacyjnego, a światopogląd Fukuyamy i globalistycznych elit uznać za śmiertelne zagrożenie dla przetrwania naszego świata.
USTRÓJ POLITYCZNY DEMOKRACJI LIBERALNEJ ORAZ IDEOLOGIA GLOBALIZMU PRZYCZYNAMI SCHYŁKU ZACHODU I MASOWYCH MIGRACJI
Masowa demokracja liberalna, której cechami charakterystycznymi są bezklasowe społeczeństwo i powszechne prawo do głosowania, jest z historycznego punktu widzenia eksperymentem nieznanym w dotychczasowej historii ludzkości, aberracją normalności. choćby jej najbardziej znana forma, demokracja ateńska, nie uznawała równości politycznej, nie negowała klasowości społeczeństwa i nie przyznawała prawa głosu wszystkim mieszkańcom. Współczesna forma demokracji odpowiada w gruncie rzeczy marksistowskiej „dyktaturze proletariatu” – nowoczesne społeczeństwa zrównały wszystkich na poziomie praw, de facto sprowadzając ich do poziomu proletariuszy, nad którymi czuwa model „państwa wszechmogącego” (jak to słusznie określił Ludwig von Mises). Dyktat sprawuje ilość, masa, większość, które reprezentuje wszechmocny aparat państwa. W praktyce kończy się to tym, iż w toku wyborów masa wybiera największych demagogów i koniunkturalistów, którzy przejmując władzę, manipulują i wykorzystują podległy sobie lud. Zniknęły elity rozumiane, jako arystokracja. Termin, który wywodzi się z połączenia greckich słów aristos, czyli „najlepszy” i krateo – „rządy”. Oznaczający tych, którzy charakteryzują się wyższością intelektualną, duchową i moralną. Zachód posiada elity w rozumieniu grup sprawujących władzę, ale nie posiada elit rozumianych, jako typ człowieka, którego istotą jest nadrzędny intelekt, a zarazem obrona wyższych zasad i idei. Triumfuje model „państwa wszechmogącego” o cechach totalitarnych – XX wiek przyniósł ostateczną dominację tej formy, w której władza państwowa jest niemal absolutna, ograniczona zaledwie w technicznym wymiarze, a państwo ingeruje we wszystkie aspekty życia społecznego: gospodarkę, własność prywatną, rodziny, dzieci, edukację. Ten „Lewiatan” całkowicie zadusza zdrową tkankę społeczną i przyczynia się, nie tylko do ograniczenia rozwoju, co do wymierania Europy. Ogromne opodatkowanie, biurokracja, zniszczenie patriarchatu oraz instytucji małżeństwa i rodziny, systemowa dyskryminacja mężczyzn, dominacja feministycznego matriarchatu – to wszystko zasługi państw demokratyczno-liberalnych na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci. Tę rzeczywistość doskonale opisał José Ortega y Gasset w swoim kanonicznym dziele „Bunt mas” z 1929 roku:
„Rzecz jednak w tym, iż człowiek masowy rzeczywiście wierzy w to, iż państwo to on, i coraz usilniej dąży do tego, by za jego pomocą niszczyć pod jakimkolwiek pretekstem wszelkie twórcze mniejszości, które mu przeszkadzają, i to we wszystkich dziedzinach życia, w polityce, ideologii, przemyśle. Rezultaty tych dążeń okażą się fatalne. Społeczna żywiołowość będzie stale łamana przez interwencję państwa; nie będzie mogło zakiełkować żadne nowe ziarno. Społeczeństwo będzie musiało żyć dla państwa; człowiek dla machiny rządowej. Jednak w ostatecznym rachunku państwo jest tylko machiną, której istnienie i utrzymanie uzależnione jest od otaczających ją żywych osobników. Kiedy zatem wyssie ze społeczeństwa ostatnią kroplę krwi, zniszczy zarazem samo siebie; pozostanie po nim martwy szkielet, zmarły zardzewiałą śmiercią maszyn, jeszcze bardziej trupią niż śmierć organizmów żywych”.
Wraz z demokratyzacją nastąpiła rewolucja na poziomie wartości, idei i pojęć. Naczelnymi cechami zachodnich demoliberalizmów są wywiedzione z Oświecenia idee „człowieka”, jego pozornych „praw”, oraz „ludzkości”. Potocznie rzecz ujmując, są to „worki”, do których wrzuca się wszystkich mieszkańców Ziemi na podstawie rzekomej równości wywiedzionej z nauk antropologicznych i biologicznych – przynależności do rasy homo sapiens. Jest to perspektywa, która była obca przedrewolucyjnej Europie. Nie z powodów naukowych, ale kulturowych i ideowych. Standardem historycznym w obrębie tradycyjnych cywilizacji było to, co współcześnie określa się mianem „myślenia plemiennego”. Poszczególne kultury i cywilizacje postrzegały rzeczywistość w kategoriach „my” – „obcy”. Tę istotną dystynkcję podkreślał w swojej twórczości z zakresu filozofii polityki, Carl Schmitt, który uznawał, iż kwintesencją myślenia politycznego jest rozróżnienie na „wroga” i „przyjaciela”. W swoim wystąpieniu dla National Policy Institute w 2012 roku, wybitny francuski myśliciel Guillaume Faye podkreślił, iż świat poza Europą nie wierzy w pojęcie „ludzkości”, wierzy natomiast w schmittowską dystynkcję wroga i przyjaciela. Dlaczego? Ponieważ nie jest ona wyłącznie filozoficzną koncepcją, ale wyrazem ontologicznej zasady, na której ufundowane są relacje pomiędzy różnorodnymi grupami, kulturami i cywilizacjami. Tak właśnie wygląda natura świata, w którym żyjemy. „Ludzkość” jest utopijnym ideałem, a nie pojęciem opisującym rzeczywistość. W podobny sposób, w swoim ostatnim tekście opublikowanym tuż przed śmiercią w 1936 roku („Czy pokój światowy jest możliwy?”), Oswald Spengler odniósł się do innego ideału, jakim jest pacyfizm: „Pacyfizm pozostanie ideałem, wojna faktem”. Dla mieszkańca średniowiecznej Europy „człowiek” oznaczało „chrześcijanin” – „muzułmanin”, często określany mianem „saracena” – był obcym. Nie postrzegano rzeczywistości w kategoriach „ludzkości”, która obejmowałaby wszystkie narody, grupy i etniczności żyjące na Ziemi. Aspekty kulturowe były nadrzędne wobec biologicznych – dopiero epoki nowożytna i nowoczesna wyniosły to, co fizyczne i biologiczne na sam szczyt, degradując jednocześnie wyższość intelektualną, duchową i moralną. W swoim magnum opus „Zmierzch Zachodu”, Spengler podkreślił spojrzenie Platona na pojęcie „ludzkości”: „Gdy Platon mówi o ludzkości, ma na myśli Hellenów w przeciwieństwie do barbarzyńców”. Dante Alighieri użył tego samego terminu w średniowiecznym traktacie „Monarchia”, ale nie możemy mieć wątpliwości, iż rozumiał go, jako wspólnotę chrześcijan na terenie Europy, a nie wszystkie kultury, z wszelkich zakątków znanego ówcześnie świata, w tym wyznawców Islamu. choćby „Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela” z 1789 roku, twór Rewolucji Francuskiej, używając pojęć „człowiek” (l’homme) i „obywatel” (citoyen), w praktyce odnosiła się wyłącznie do mężczyzn. Jeszcze innym przykładem są prawa dotyczące głosowania, które obowiązywały w Stanach Zjednoczonych na przełomie XVIII i XIX wieku: przysługiwały tylko białym mężczyznom, dodatkową normą był wymóg posiadania majątku. Jedyna forma ograniczania i różnicowania abstrakcyjnych pojęć „człowieka” i „ludzkości”, która przetrwała na poziomie politycznym na Zachodzie, to ograniczenie praw wyborczych do osób dorosłych, powyżej 18 roku życia. Konstrukt „ludzkości” w przyjętym w tej chwili uniwersalistycznym rozumieniu narodził się dopiero w epoce Oświecenia, a poprzedzał go polityczny i filozoficzny liberalizm. Podobnie rzecz miała się z pojęciem „tolerancji”. Tolerancja w dzisiejszym rozumieniu to dogmat Woltera i francuskich les philosophes, a nie klasycznej, tradycyjnej Europy. Ten francuski myśliciel nie był przedstawicielem kultury i cywilizacji europejskiej w jej zdrowej formie, ale ojcem chrzestnym jej degeneracji i dekadencji. Podobnie jak epoka, której był reprezentantem, a którą nazywamy w tej chwili „Oświeceniem”. Była ona równie „oświecona” w swojej patologii, jak dzieła jednego z jej najważniejszych twórców: markiza de Sade. Wśród naczelnych ideologów, którzy przyczynili się do stworzenia nowożytnego rozumienia pojęć „ludzkości” i „człowieka” należy wymienić Johna Locke’a, Jeana-Jacquesa Rousseau, Woltera, Denisa Diderota, Immanuela Kanta, Thomasa Paine’a – myślicieli antytradycyjnych i rewolucyjnych. Oświeceniowe idee, o których piszemy, rozwinął w XIX wieku Auguste Comte wprowadzając pojęcie „religii ludzkości” („Religion de l’Humanité”). Obiektem kultu miała stać się „ludzkość”, zastępując chrześcijańskiego Boga. Nikt chyba lepiej nie wyraził świadomości okresu cywilizacyjnego, w którym żyjemy obecnie, niż Comte w powyższej koncepcji. Rzeczywiście, nowoczesny Zachód został opanowany przez kult „człowieka”, jego „praw” i „ludzkości”, które zastąpiły teocentryzm i ekskluzywność cywilizacji europejskiej. W XX wieku nastąpił triumf demokracji liberalnej i filozofów pokroju Karla Poppera, autora książki z 1945 roku: „Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie”. Pozbawiony tożsamości Zachód zerwał z tradycją, stał się liberalny, postmodernistyczny i rozmyty na poziomie zasad, czego konsekwencją było „otwarcie się” na cały świat. Jednym z rezultatów tego światopoglądu jest obecne przyzwolenie na masową imigrację z wszystkich zakątków globu na teren naszej cywilizacji. Prezentacja tych tradycyjnych koncepcji nie ma na celu dehumanizowania. Udowadnia ona po prostu, iż naczelną cechą świata przedrewolucyjnego było przeświadczenie o istnieniu hierarchii wśród ludzi, a więc naturalnego i wrodzonego zróżnicowania między nimi, które siłą rzeczy zakłada różne prawa i obowiązki. Współczesna równościowa perspektywa prowadzi do konkluzji, że jeżeli istnieje „ludzkość”, to nie istnieją już państwa, narody i cywilizacje, a każdy ma prawo zamieszkać w jakimkolwiek miejscu świata – to nieunikniona i konieczna implikacja tego spojrzenia.
Należy dodać, iż polityczna lewica głosi hasło „multikulturalizmu”, który rzekomo, miał być odwieczną charakterystyką Europy. Oczywiście, współwystępowanie różnorodnych narodów i kultur to cecha cywilizacji europejskiej. Występowały one zawsze, ale z jednym zastrzeżeniem, które całkowicie zaprzecza lewicowej narracji: na naszym kontynencie istniały odrębne narody i kultury, ale tylko i wyłącznie w obrębie cywilizacji europejskiej. W historii Europy nigdy nie było „multikulturalizmu” dla kultur i narodów z całego świata, a już na pewno nie z Azji i Afryki, ponieważ to z tymi kręgami cywilizacyjnymi od wieków Europa toczyła manichejską wojnę. Fundamentem tej idei jest „Iliada” Homera opisująca dzieje wojny trojańskiej – starcia pomiędzy Europą a Azją. Ta odwieczna wojna toczy się od czasu Greków i ich zmagań z Persami, czego symbolem pozostaje postać Leonidasa w bitwie pod Termopilami. Kontynuował ją Aleksander Wielki, średniowieczne Krucjaty, Rekonkwista Hiszpanii, nowożytne imperia kolonialne, wojny z Imperium Osmańskim, aż po niedawne zmagania Imperium Brytyjskiego w Afryce, Indiach, na Bliskim Wschodzie i w Afganistanie. Trwa ona do dziś, ale przyjęła zdegenerowaną formę prób instalowania ustroju demokratycznego na Bliskim Wschodzie, co było konieczną implikacją przejęcia cywilizacji zachodniej przez polityczną lewicę i siły kapitalistyczne. To, iż konflikt jest wieczny i będzie określał przyszłość Zachodu, zobrazował w 1933 roku, w swojej ostatniej książce pod tytułem „Lata decyzji”, wspomniany już Oswald Spengler, wieszcząc nadchodzące starcie pomiędzy światem europejskim, a resztą globu.
Oświeceniowe idee „ludzkości” i „człowieka” triumfowały wraz z rosnącym wpływem rewolucyjnej idei „równości”. Dzisiejszy świat demoliberalny osiągnął w tej kwestii apogeum uznając, iż wszyscy ludzie w skali globu są sobie równi nie tylko w prawach, ale także w swej naturze i istocie. Tym samym jakiekolwiek różnice kulturowe nie mają znaczenia. Te równościowe idee „ludzkości” i „człowieka” stały się naczelnym dogmatem lewicowych demokracji liberalnych. Dogmatem tak silnym, iż niepodważalnym – o jego mocy niech świadczy fakt, iż zaprzeczenie mu jest równoznaczne z byciem uznanym za odpowiednik średniowiecznego „heretyka”, który musi zostać „ekskomunikowany” w dzisiejszym rozumieniu tego terminu, czyli wykluczony ze społeczeństwa, a przynajmniej ukarany za „mowę nienawiści”. Historycznie jednak, do momentu triumfu masowej demokracji w XX wieku, ludzie z innych kontynentów byli traktowani przez Europejczyków, jako „obcy”, a nie członkowie jednej, wielkiej „ludzkości”. Podobnie zapatrywano się na kwestię przynależności do Kościoła katolickiego. Kto znajdował się poza Kościołem był „heretykiem”, a nie „równym katolikowi człowiekiem, który posiada prawo do własnego światopoglądu i wartości, oraz takie same prawa polityczne”. Podziały istniały również w obrębie cywilizacji europejskiej, co nabrało szczególnie dramatycznego charakteru wraz z pojawieniem się protestantyzmu i wojen religijnych. Niemniej jednak cywilizacja europejska stanowiła jedną „wielką rodzinę”, co można było zaobserwować w toku stuleci w powiązaniach rodzinnych arystokracji i monarchów, które przekraczały granice narodowe. Relacje te jednak nigdy nie wybiegały poza chrześcijaństwo i obszar Europy. Europejskie rody wchodziły w związki małżeńskie między sobą, ale nigdy z wyznawcami innych religii ani z przedstawicielami pozaeuropejskich kultur. Należy dodać, iż oświeceniowa idea „ludzkości” stanowi jeden z głównych fundamentów globalizmu – projektu budowy „ogólnoświatowej wioski” podporządkowanej jednemu ośrodkowi władzy, nad którym dominuje wyłączny dla globalizacji typ ustroju politycznego demokracji liberalnej (czego symbolicznym wyrazem jest idea ONZ: quasi-rządu światowego). Europa podbijała i kolonizowała świat sprawując nad nim władzę, ale aż do XX wieku nie pozwalała osiedlać się obcym na swoim terytorium i nie uznawała ich w jakikolwiek sposób za „równych”. To fakt historyczny, a nie kwestia ideologicznego fanatyzmu.
To właśnie z wartości Oświecenia wyrasta nastawienie demokracji liberalnych do kwestii migracji. Dla lewicowych demokratów nie ma różnicy pomiędzy Europejczykami, a mieszkańcami innych kontynentów. To jest powodem, dla którego polityczna lewica otworzyła szeroko bramy Europy, a każdy, z każdego zakątka świata, ma prawo ubiegać się o wizę, pozwolenie na pracę, osiedlenie się, a ostatecznie obywatelstwo. To ten samobójczy światopogląd „braterstwa ludzkości”, w opozycji do tradycyjnej koncepcji „swój – obcy” (przyjaciel-wróg), jest podstawą wartości wyznawanych przez lewicowo-demokratyczne elity, a jednocześnie źródłem przyzwolenia na masową migrację na teren Europy. Ideologia „ludzkości”, którą w aktualnym momencie dziejowym wyraża idea globalizmu, jest aktem samobójstwa narodów Zachodu i stanowi śmiertelne zagrożenie dla przetrwania naszego kręgu cywilizacyjnego.
KONWENCJA GENEWSKA I PROTOKÓŁ NOWOJORSKI – TRIUMF GLOBALISTYCZNEJ LEWICY
Jednym z najistotniejszych, legislacyjnych źródeł współczesnej katastrofy migracyjnej, jest tak zwana „Konwencja Genewska”, czyli „Konwencja dotycząca statusu uchodźców sporządzona w Genewie dnia 28 lipca 1951 roku”, która precyzyjnie definiuje uchodźcę, jako osobę, która posiadała taki status na mocy wcześniejszych porozumień, a zarazem taką, która została nią z powodu wydarzeń, jakie miały miejsce przed 1 stycznia 1951 roku. W gruncie rzeczy dokument ten redukował definicję uchodźcy wyłącznie do europejskiego kręgu cywilizacyjnego, czyli miał ograniczony zakres kulturowy, cywilizacyjny i geograficzny. Sytuację zmienił „Protokół dotyczący statusu uchodźców sporządzony w Nowym Jorku dnia 31 stycznia 1967 roku”, który usunął zapis o wydarzeniach sprzed 1 stycznia 1951 roku, a w Artykule I, punkt 3, stanowił, że: „Niniejszy protokół będzie stosowany przez państwa, które są jego stronami, bez żadnych ograniczeń geograficznych (…)”, co w praktyce rozszerzyło pojęcie „uchodźcy” na obszar całego globu, otwierając puszkę Pandory masowego przyznawania tego statusu przez państwa Zachodu osobom z wszystkich zakątków świata.
Wraz z ustanowieniem Konwencji Genewskiej i Protokołu Nowojorskiego nastąpił ostateczny triumf idei Oświecenia, internacjonalistycznej, marksistowskiej lewicy oraz interesu wielkich korporacji spod znaku ideologii kapitalizmu, nad Zachodem. niedługo dołączyło do niego masowe rozdawnictwo pozwoleń na pracę, które skutkowało zalaniem państw Zachodu tanią siłą roboczą z Azji i Afryki. Azyl jest dzisiaj wykorzystywany przez masy ludzkie z Trzeciego Świata do uzyskiwania pozwoleń na pobyt oraz wygodnego życia na terenie europejskiego kręgu cywilizacyjnego, co tylko pogłębia konflikty etniczno-kulturowe i generuje ogromne koszty dla zachodnich podatników, którzy są zmuszani przez swoje państwa do utrzymywania obcych kulturowo grup z własnych środków i akceptowania ich obecności na swoim terytorium. Pojęcie „uchodźcy” spoza kręgu cywilizacji europejskiej, pojęcie „azylu” dla ludzi z obcych kultur, a więc Konwencja Genewska i Protokół Nowojorski, muszą zostać wypowiedziane – Europa i Zachód nie mogą odgrywać dziejowej roli zbawcy całego świata. Tym bardziej, o ile kosztem ma być ich własna anihilacja.
ODPOWIEDZIALNOŚĆ POLITYCZNEJ LEWICY
W XX wieku dokonało się ostateczne przejęcie cywilizacji europejskiej przez polityczną lewicę. W toku tego stulecia opanowała ona rządy i instytucje świata zachodniego, po czym przystąpiła do zmiany systemów prawnych według swojego rewolucyjnego i antytradycyjnego światopoglądu. Lewica doprowadziła do sytuacji, w której nad Europą zatriumfowały idee równości i niczym nieograniczonej wolności w sferze prywatnej (przede wszystkim w kwestiach swobody seksualnej i destrukcji rodziny). To polityczna lewica zniszczyła instytucję małżeństwa, rozpoczęła walkę z patriarchatem, promocję radykalnego feminizmu, a jednocześnie w kooperacji ze swoimi kapitalistycznymi sprzymierzeńcami, przyzwala i zachęca do masowej imigracji na kontynent europejski z obcych kręgów kulturowych. Promując aborcję, antykoncepcję, rozwody i swobodę seksualną, przyczyniła się do upadku instytucji małżeństwa i pogłębienia katastrofy demograficznej Zachodu. Doprowadziła do tego, co było istotą komunizmu i pozostaje sednem, tożsamej z tym ustrojem, demokracji liberalnej: zastąpienie religii i Boga, absolutnym autorytetem „wszechmogącego”, świeckiego, ateistycznego i laickiego państwa, które ingeruje w każdy aspekt ludzkiego życia.
Lewicowo-liberalne elity Europy i Zachodu dokonują jawnej zdrady naszej cywilizacji oraz ludzi, których powinny reprezentować. To za sprawą ich socjalistyczno-etatystycznej, hedonistycznej i biurokratycznej polityki doprowadzono do katastrofy demograficznej naszego kontynentu, a współcześnie otwarto bramy Europy na imigrację z całego świata, co tłumaczy się „starzeniem populacji”.
Marksiści w XIX wieku wyzwalali „proletariat” i chcieli wynieść go do rangi klasy panującej. Na początku XXI wieku to myślenie jest przez cały czas obecne, a duch marksizmu przenika polityczne i społeczne ciało Europy. Nowym proletariatem została biedota z Trzeciego Świata, masowo sprowadzana do Europy przez polityczną lewicę, która zachęca ją do przybywania na nasz kontynent, fundując z podatków płaconych przez etnicznych mieszkańców zasiłki, azyle, prawa do pobytu, osiedlania się, a w końcu obywatelstwa. „Burżujem” staje się w tej nowej „walce klas” etniczny Europejczyk, „proletariuszem” ktoś spoza Europy. Cel pozostaje ten sam, i o ile nie uda się tego zjawiska powstrzymać, będzie ono miało dramatyczne skutki dla naszej cywilizacji: efektem będzie zniszczenie „burżuazji” w obecnej formie, czyli anihilacja człowieka Zachodu. Narzędziem lewicy zawsze było podburzanie mas do walki przeciwko rzekomym oprawcom.
Ostatecznie, pojęcia takie, jak „azyl” i „azylant” to również wytwory politycznej lewicy. Nigdy wcześniej w historii Europy nie przyjmowano kogokolwiek z obcych kręgów kulturowych tylko dlatego, iż w danym miejscu świata toczyła się wojna. Tego typu koncepcja byłaby jeszcze sto lat temu uznana za absurd i szaleństwo. Na jakiej podstawie uznaje się, iż Europejczycy mają obowiązek utrzymywać i udzielać schronienia ludziom z obcych kręgów kulturowych tylko dlatego, iż toczy się w nich wojna? Europa ma wystarczającą ilość wewnętrznych problemów: nie jest i nie może być zbawicielem całego świata. Oczywiście zarysowuje się tutaj jeszcze inny problem: Europa utraciła poczucie swojej tożsamości. Przeciętny Europejczyk nie wie, kim jest, wyzbył się swojej natury, którą kształtowały historia, religia i tradycja, w związku, z czym zamienił się w pozbawionego istoty, konsumenta globalnej wioski.
ODPOWIEDZIALNOŚĆ KAPITALIZMU I WIELKIEGO BIZNESU
Ramię w ramię z rewolucyjną i hedonistyczną ideologią politycznej lewicy kroczy materialistyczny kapitalizm przejawiający się wszechwładzą potężnych, ponadnarodowych korporacji i wielkiego biznesu, ze stolicą na nowojorskim Wall Street. Kult pieniądza jest duszą masowej demokracji.
Klasa biznesowa odpowiada przedrewolucyjnej klasie mieszczan z dominującymi wśród niej handlarzami. Nigdy nie sprawowała władzy w obrębie cywilizacji europejskiej, do momentu, gdy Oświecenie i Rewolucja Francuska nie ustanowiły bezklasowego społeczeństwa i równości praw politycznych, a kult pieniądza zdominował Zachód. Biznes zawsze kierował się zyskiem – przy czym należy zaznaczyć, iż ten przedrewolucyjny miał jednak na uwadze kwestie religijne, rodzinne i społeczne. Ten współczesny sprowadza wszelkie aspekty rzeczywistości wyłącznie do rangi towaru, a uwieńczeniem tego procesu są giełdy, z wspomnianym Wall Street na czele, jako symbolem hegemonii „religii pieniądza” nad Zachodem. Światowy biznes, ufundowany na podstawach gospodarczego liberalizmu, który w swoich historycznych początkach miał charakter narodowy, a wraz z upływem czasu stał się globalny – zainteresowany jest wyłącznie maksymalizacją zysku. Stąd bierze się obsesja cięcia kosztów, masowa produkcja jak najtańszych przedmiotów, traktowanie człowieka, jako „zasobu ludzkiego” – pojęcie zdehumanizowane i odczłowieczające, będące najlepszym dowodem na to, jakim wartościom hołduje współczesna anty-cywilizacja. Uwieńczeniem perwersji tego systemu jest fakt, iż choćby zabijanie dzieci (określane przez lewicę mianem aborcji) stało się źródłem wysokich zysków, czego najlepszym przykładem jest aborcyjna organizacja Planned Parenthood w USA. Z tych powodów wielki biznes za nic ma tradycję, kulturę i cywilizację – bez oporów przenosi miejsca pracy do Azji, by produkować jak najtaniej, maksymalizować zyski i ciąć koszty. W ten sposób zabiera Europejczykom i Amerykanom środki do życia. Wszystko to odbywa się przy pełnym współudziale państw demokratyczno-liberalnych z ich lewicową klasą polityczną, która nie broni interesu swoich wyborców, ale stoi po stronie kapitalistyczno-etatystycznego systemu.
Doskonałym przykładem katastrofy, jaką zafundował wielki biznes Zachodowi, przy pełnym współudziale i za przyzwoleniem klasy politycznej głównego nurtu, jest sytuacja w USA. Zachodnia Wirginia słynęła z przemysłu wydobywczego węgla, Pensylwania i Ohio z potężnego przemysłu hutniczego pod szyldem U.S. Steel, Michigan było sercem jednego z największych przemysłów motoryzacyjnych na świecie. Międzynarodowy kapitał zniszczył to wszystko, tnąc koszty i przenosząc produkcję do Azji. Efekt: wyludnione obszary, zapaść wielkich miast takich, jak Detroit, ogromny problem bezrobocia i narkomanii.
Ukształtowany na Zachodzie, kapitalistyczny biznes nie zna żadnych granic i świętości. Jego idealnym typem człowieka jest pozbawiona tożsamości i wartości jednostka, której zadaniem ma być nieustanna konsumpcja. Stoi za tym jedna naczelna idea, jeden „bóg”: zysk. Z drugiej strony, demokracje socjalne nie bronią żadnych wartości, ale w pełni przyzwalają na ekonomiczne niszczenie społeczeństw i państw Zachodu. Ktokolwiek przenosi zachodnie miejsca pracy do Azji, odbierając mieszkańcom naszego kręgu cywilizacyjnego środki do życia – jest winny aktu zdrady.
Jeżeli ten model ekonomiczny nie zostanie zmieniony, o ile nie zostanie podporządkowany wyższym zasadom i wartościom: doprowadzi do całkowitego spustoszenia tego, co przetrwało z cywilizacji zachodniej.
FORTECA EUROPA I CASUS JAPONII
Jeżeli dogmaty otwartości, globalizacji i liberalizmu nie zostaną zakwestionowane, o ile Europa i Zachód nie zaczną traktować samych siebie, jako odrębnego, zamkniętego kręgu cywilizacyjnego – ich przetrwanie będzie zagrożone. Koncepcja „Forteca Europa”, w formie prezentowanej przez ruch Identytarystów, może być jedynym ratunkiem dla ocalenia naszej cywilizacji. Oczywiście nie jest to idea wystarczająca w obliczu współczesnego kryzysu – zamkniecie się w obrębie wymierającego demograficznie obszaru kulturowego, rządzonego przez lewicowe ideologie liberalizmu, marksizmu, etatyzmu, statolatrii, biurokracji i hedonizmu, spod znaku głównych propagatorów „rewolucji seksualnej” – Wilhelma Reicha i dr Magnusa Hirschfelda (patronów XX-wiecznej rewolucji seksualnej), to tylko odwlekanie w czasie nieuniknionego upadku. Potrzebna jest kontrrewolucyjna zmiana polityczno-społeczno-kulturowa, która całkowicie odmieni krajobraz polityczny Zachodu, dając mu szansę na odnowę i przetrwanie.
Przywołajmy w tym kontekście przykład z historii Japonii. Jak wyglądało to państwo, kiedy obowiązywała polityka izolacjonizmu, a jaki był skutek otwarcia na świat? Oczywiście, to otwarcie na zewnątrz w przypadku Japonii zostało wymuszone siłą militarną przez Stany Zjednoczone i nie było niczym innym, jak narzuceniem zachodniego, skrajnie materialistycznego, kapitalistyczno-etatystycznego modelu, który w XIX wieku zaczął dominować nad całym globem. W 1635 roku za panowania szogunatu Tokugawa Japonia dokonała całkowitego zamknięcia na świat zewnętrzny wprowadzając politykę izolacjonizmu, nazywaną „sakoku” (jap. „zamknięty kraj”). Była to przenikliwa decyzja, świadcząca o mądrości klasy przywódczej i jej umiejętności przewidywania dalekosiężnych konsekwencji toczących się procesów. Japończycy zdali sobie sprawę, iż wpływy Europejczyków, działalność jezuitów, a przede wszystkim rozprzestrzeniające się chrześcijaństwo, stanowią śmiertelne zagrożenie dla ich kultury i państwa. Doktryna izolacjonizmu obowiązywała przez ponad 200 lat, kiedy to amerykańska flota pod wodzą Matthew Perry’ego wymusiła jej zawieszenie i podpisanie Traktatu z Kanagawy w 1854 roku. Nastąpiła „modernizacja” Japonii, która doprowadziła do zniszczenia kasty samurajów, a ostatecznie samej idei cesarstwa, wraz z klęską podczas II Wojny Światowej. Cesarz stał się marionetką, Japonia kulturową kolonią Zachodu, a rezultatem była utrata tożsamości narodowej tego kraju i przekształcenie go w kopię materialistycznego Zachodu. Współczesna Japonia to teatr, fasada nieistniejącej już tradycji. Teoretycznie posiada jeszcze cesarza, jakiś mieszkaniec czasami założy kimono, w krajobrazie widoczne są pagody – model życia i zasady są jednak absolutnym przeciwieństwem japońskiej tradycji, będąc kopią nowoczesnych rozwiązań zaczerpniętych z hedonistyczno-liberalno-materialistycznego Zachodu. Ostatnim, który przeciwstawił się temu procesowi był najwybitniejszy japoński pisarz XX wieku Yukio Mishima, który w 1970 roku wraz ze swoją organizacją militarną „Tarcza” (Tatenokai), próbował dokonać zamachu stanu – zamach się nie powiódł, a Mishima popełnił seppuku. Dzisiaj Japonia jest kolonią Zachodu, która utraciła swoją tożsamość i płaci za to najwyższą cenę: naród japoński wymiera demograficznie. Przywołujemy ten przykład, ponieważ konieczne jest postawienie pytania: czy Japonia zachowałaby swoją kulturę, tradycję i tożsamość przez tak długi czas, gdyby nie decyzja o zamknięciu na świat w roku 1635? Odpowiedź jest tylko jedna: nie. Zostałaby podbita i skolonizowana dużo wcześniej. Taki sam los czeka Europę i Zachód, o ile nie przyjmą polityki izolacjonizmu. Należy jednak dodać, iż przypadek Europy może być o wiele tragiczniejszy w skutkach ze względu na fakt, iż ogromna część imigracji na kontynent przybywa tutaj nie tyle z obcych, co jawnie wrogich i agresywnych kręgów kulturowych.
PODSUMOWANIE
Wniosek jest jeden: katastrofa migracyjna i demograficzna nie mogą zostać powstrzymane, o ile w Europie i na szeroko pojętym Zachodzie nie dojdzie do gruntownej zmiany ustroju polityczno-kulturowo-społecznego. Wynika to z faktu, iż dogmaty i zasady ustrojowe demokracji liberalnych, działalność politycznej lewicy i wielkiego biznesu, ponoszą pełną odpowiedzialność za proces wymierania etnicznych populacji, przy jednoczesnym przyzwoleniu na imigrację z Azji i Afryki.
Rozwiązania takie, jak zakaz wjazdu na teren danego państwa nie są niczym nowym. Taki zakaz obowiązuje w tej chwili w Stanach Zjednoczonych w stosunku do mieszkańców 12 państw m.in. Somalii, Iranu, Haiti, Afganistanu. Możliwe jest również zlikwidowanie, a na pewno wystąpienie z globalistycznych instytucji pokroju ONZ i WHO, które zostały opanowane przez państwa wrogie Zachodowi i działają na jego szkodę, reprezentując interesy Trzeciego Świata. Ich istotą jest to, iż próbują narzucać rozwiązania i tworzyć normy prawne o charakterze ponadnarodowym, stawiając się ponad suwerennymi państwami. Wypowiedzenie i zniesienie Konwencji Genewskiej wraz z Protokołem Nowojorskim, które są jednym z głównych źródeł współczesnej katastrofy migracyjnej, jest bezwzględną koniecznością.
Nie będzie zwycięstwa nad globalizacją, jeżeli nie zada się jej ostatecznego ciosu, a szeroko pojęty Zachód, wywodzący się z cywilizacji europejskiej, nie wprowadzi polityki izolacjonizmu. Izolacjonizmu, który podzieli świat na zamknięte kręgi cywilizacyjne, zakończy międzynarodowy handel, przywróci fabryki, przemysł i miejsca pracy do Europy i Stanów Zjednoczonych, zakazując jednocześnie ich przenoszenia w inne rejony globu. Wymaga to jednoczesnej likwidacji modelu państwa socjalnego, który generuje kolosalne koszty produkcji i pracy. Światowy handel, międzynarodowe korporacje, transfer przemysłu do innych państw, otwarte granice – nie są ani historyczną normą, ani współczesną koniecznością. To dogmaty korporacyjnego, demoliberalnego i globalistycznego światopoglądu. o ile chcemy zwyciężyć w walce przeciwko globalizacji, musimy całkowicie ją zanegować, a nie budować systemy i rozwiązania w oparciu o jej zasady. Zachód związał się w śmiertelnym, ekonomicznym uścisku z Azją, pozwalając by przejęła to, co najważniejsze dla samowystarczalności naszego kręgu cywilizacyjnego. To przede wszystkim Azja na tym skorzystała, otrzymując możliwość bogacenia się i kopiowania technologii, których wcześniej nie posiadała. Zachód, stawiający wygodę ponad wysiłkiem, płaci za to najwyższą cenę: utrata miejsc pracy przyczynia się do wyludniania prowincji, a to pogłębia katastrofę demograficzną, przybliżając koniec naszej cywilizacji. Ten śmiertelny związek Zachodu z resztą świata musi zostać przerwany wszelkimi metodami i sposobami. Aby całość miała sens, podkreślmy jeszcze raz to, co powiedzieliśmy w innym miejscu: w obrębie samego Zachodu musi nastąpić radykalna zmiana ustroju i kultury. Trwanie w lewicowo-kapitalistycznym etatyzmie modelu państw socjalnych spowoduje, iż izolacjonizm stanie się bezsensowny, a upadek Zachodu będzie postępował. Odpowiedzialni po stronie politycznej lewicy muszą zostać wykluczeni z procesu decyzyjnego, a następnie pociągnięci do odpowiedzialności za decyzje i polityki, które niszczą naszą cywilizację. Doktor kontrrewolucji Joseph de Maistre przestrzegał na początku XIX wieku:
„Wszelka wielkość, wszelka moc, wszelkie posłuszeństwo opierają się na kacie: to on jest zgrozą i spoiwem ludzkiej zbiorowości. Usuńcie ze świata ten niezrozumiały czynnik: w tej samej chwili chaos zapanuje w miejsce ładu, trony upadną i zniknie społeczeństwo”.
Przyzwolenie, tolerancja oraz akceptacja dla politycznej lewicy i jej działań, kroczące ramię w ramię z brakiem odpowiedzialności karnej, są jednymi z głównych powodów upadku Zachodu. Lewicowo-liberalnym wartościom należy wypowiedzieć wojnę przy użyciu aparatu legislacyjnego. Nie wszystkie wartości i poglądy mają prawo do funkcjonowania w przestrzeni publicznej. Szczególnie te, które degenerują kulturę i niszczą społeczeństwa.
Potrzebna jest nowa „Żelazna Kurtyna”. Osłabiony Zachód, którego kolebką jest Europa, potrzebuje izolacji by się odrodzić, tak jak toczone chorobą ciało potrzebuje odpoczynku by zwalczyć wirusa. Tym wirusem Zachodu jest polityczna lewica, która w toku stuleci przejawiała się w różnych formach i postaciach: liberalizmu, kapitalizmu, tolerancji, Oświecenia, socjalizmu, marksizmu, idei politycznej „równości”, statolatrii, modelu państwa socjalnego, czy współczesnej totalitarnej demokracji i władzy mas. Ich cechą wspólną zawsze był atak na hierarchiczne, autorytarne i religijne podstawy naszej kultury oraz wynikający z nich porządek.
Ten aspekt to kwestia życia i śmierci, przetrwania lub wyginięcia. To, co ostało się cywilizacji europejskiej po tragediach XX wieku, nie przetrwa tego stulecia, jeżeli w radykalny sposób nie zmieni się krajobraz polityczno-społeczny Europy i Zachodu. W gruncie rzeczy, od co najmniej okresu I Wojny Światowej, która położyła kres europejskim monarchiom, nie żyjemy już w obrębie cywilizacji europejskiej, ale w obrębie cywilizacji post-europejskiej. Demokracja liberalna, lewicowość, globalizm, model państwa socjalnego, humanitarny sentymentalizm, równość polityczna i prawna, bezklasowe społeczeństwo, to zaprzeczenie tego, czym odwiecznie była Europa. Od momentu, gdy w roku 800, Karol Wielki zasiadł na tronie cesarskim, Europa była tworem trzech sił: Kościoła katolickiego, monarchii i arystokracji. Wraz z nadejściem XX wieku wszystkie trzy zostały zniszczone, a władzę nad Europą przejęła masowa demokracja. Skutki tej katastrofy cywilizacyjnej odczuwamy dzisiaj z pełną siłą, ponieważ to właśnie ten ustrój jest źródłem wszystkich naszych problemów. To demos dopuścił do władzy politycznych zdrajców i koniunkturalistów, to demos podeptał religię i świętości, zastępując je konsumpcjonizmem, narcyzmem i egoizmem, to demos otworzył bramy Europy na cały świat. Ostatecznie, to on powołał do życia zarówno kapitalizm, jak i socjalizm: religie egoistycznych, krótkowzrocznych, chciwych i niszczycielskich mas. Tak kończy cywilizacja, w której zniszczono autorytety reprezentowane przez prawdziwe elity. Dalsza egzystencja Europy będzie możliwa tylko, jeżeli odtworzy ona ogień dawnej tradycji tak, jak stało się to w przypadku Starożytnego Rzymu, który przetrwał w zmienionej formie pod postacią Bizancjum, zapewniając sobie kolejny tysiąc lat istnienia.
Mariusz Skrobała



![A gdyby śmierci nie było? [o „Trzecim królestwie” Knausgårda]](https://krytykapolityczna.pl/wp-content/uploads/2025/07/Szablon-rozmiaru-obrazkow-na-strone-2.png)




