Lewicki: Nie zauważali banderyzmu na Ukrainie i doczekali się go w Warszawie

konserwatyzm.pl 6 days ago

Dominujący chyba stosunek do ruchu banderowskiego wśród polskich partii głównego nurtu był przez wiele ostatnich lat taki, iż jest to jakiś nieistotny margines na Ukrainie, wykorzystywany głownie przez Rosję dla konstruowania prowokacji mających na celu psucie coraz lepszych stosunków polsko-ukraińskich. Taka była główna polityczna teza, i wydawało się, iż im więcej było zdarzeń, które zaprzeczały takiej narracji to tym mocniej się jej trzymano, nie odstępując na krok od założenia, iż wszystko to jest tylko rosyjska prowokacja.
To, iż jest inaczej i banderyzm, szczególnie po roku 2014, gwałtownie zajmował pozycje na szczytach ukraińskiej polityki, wszyscy, chcący zobaczyć, to widzieli, ale zareagować mogli tylko liderzy polityczni partii rządzących, co raz przytrafiło się w Polsce, gdy Jarosław Kaczyński ogłosił w lutym 2017 roku, iż „Ukraina do Europy z Banderą nie wejdzie”. Spowodowało to długotrwały kryzys w stosunkach polsko-ukraińskich, związany z próbą wprowadzenia ustawowego ścigania za zaprzeczanie zbrodniom ukraińskich nacjonalistów w ustawie o IPN. Ostatecznie kilka z tego wyszło, gdyż TK uznał, iż zwrot „ukraińscy nacjonaliści” jest niedookreślony.
Potem, szczególnie po inwazji Rosji na Ukrainę, sprawy już nie poruszano, wracając zasadniczo do tezy o tym, iż wszelkie widoczne przejawy banderyzmu w Polsce to rosyjska prowokacja, zaś Polacy są, jak to zadeklarował rzecznik MSZ w marcu 2022 roku, „sługami narodu ukraińskiego”. Tego rodzaju, mocno upokarzające dla naszych obywateli, stwierdzenie przyspieszyło tylko proces odchodzenia zwykłych ludzi od bezwarunkowego popierania władz Ukrainy i uznawania szczególnej pozycji i pierwszeństwa w dostępie do świadczeń ze strony uchodźców z terenu Ukrainy. Jednocześnie władze tego państwa przestały wyrażać wdzięczność za dotychczasowe wsparcie i pozwoliły sobie choćby na atakowanie Polski na forum ONZ i sugerować współpracę Polski z Rosją. Na dodatek władze Ukrainy zaczęły uważać Niemcy za swojego głównego sojusznika, co, wobec wielkiego zaangażowania Polski w początkowym kluczowym okresie wojny, jeszcze bardziej wpłynęło na dystansowanie się od wspierania Ukrainy i zwracanie uwagi na istniejące i potencjalne konflikty interesów Polski i Ukrainy.
W tym stanie rzeczy pojawienie się banderyzmu jako tej symbolicznej praprzyczyny, która uniemożliwia dobre stosunki polsko-ukraińskie, stało się oczywiste. Brak akceptacji dla banderowskich symboli i ideologii w Polsce, przy jednoczesnej ich popularności na Ukrainie, szczególnie zachodniej, graniczącej z Polską, jest stałym źródłem napięć i wiąże się z próbami pokazania przez ukraińskich nacjonalistów, iż mogą oni je manifestować także na terenie Polski. Do takich prób dochodziło wielokrotnie wcześniej, jak choćby w roku 2016, kiedy miało dojść do występu zespołu muzycznego Ot Vinta, znanego z kultywowania Bandery i OUN-UPA. Związek Ukraińców w Polsce wzywał do występowania na koncertach w strojach z motywami czarno-czerwonymi. Władze jednak zareagowały prawidłowo i zespół ten nie został do Polski wpuszczony.
Teraz sytuacja pozostało bardziej zapalna i ostatnio w Warszawie, podczas koncertu białoruskiego rapera na Stadionie Narodowym, doszło do ostentacyjnego eksponowania banderowskich flag. Tego już było za dużo i jeżeli do tej pory środowiska banderowskie jedynie testowały możliwość pokazywania swoich kolorów w sposób pośredni, jako, dla przykładu, czarno-czerwone elementy ubioru, to tym razem nie bawiono się już w takie niuanse. Skala oburzenia przeciw tej bezczelności jest olbrzymia, tym większa, iż w tym samym czasie doszło do dewastacji w Domostawie, przez 17 letniego przybysza z Ukrainy, pomnika ofiar Rzezi Wołyńskiej.
I na koniec jeszcze jeden przykład, który wskazuje, iż działania propagatorów banderyzmu na terenie Polski mogą być celowe i zaplanowane. Swego czasu znana była w Polsce postać Wołodymyra Wjatrowycza, byłego szefa UIPN, a w tej chwili deputowanego Werchownej Rady z partii byłego prezydenta Poroszenki. Jest on bardzo mocno zaangażowany w zaprzeczanie zbrodniom OUN-UPA, w tym głównie na Polakach. Z tego powodu został on objęty, już w roku 2017, zakazem wjazdu na teren Polski. Ale czy zaprzestał on wszelkich swoich działań na terenie Polski? Wydaje się, iż wcale nie, a jedynie używa do tego innych środków i osób.
Obecnie w Warszawie, w ramach struktury TVP, powstał kanał telewizyjny dla Ukraińców o nazwie „Sława”. Redaktorem naczelnym tego przedsięwzięcia jest Mariia Gorska (Марія Гурська) z Ukrainy. Niedawno znalazłem w sieci informację o tym, iż ta osoba kilka lat temu miała prezentować się na fotografiach, gdzie wystąpiły banderowskie symbole, co w kontekście jej pracy dla TVP jest skandalem. Gorska tłumaczy, na swoim FB, iż symbole banderowskie pojawiły się na zdjęciach przypadkowo i nie są one wyrazem jej poparcia dla tej ideologii. Kto chce niech wierzy, jednak, moim zdaniem, o wiele większe znaczenie ma inna informacja świadcząca o tym z jakimi osobami kanał „Sława” utrzymuje kontakty. Okazuje się, iż w maju tego roku, studio telewizji „Sława” w Warszawie odwiedziła nijaka Jaryna Jasynewycz, prywatnie żona wspomnianego Wołodymyra Wjatrowycza, która zdecydowanie podziela jego banderowskie sympatie, gdyż jest ona związana z utworzonym przez niego, tzw. Centrum Badań Ruchu Wyzwoleńczego, które jedni uważają wprost za przybudówkę OUN (Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów). Na swoim FB pani Jasynewycz chwali się swoją znajomością, przyjaźnią i współpracą z Marią Gorską. Pan Wjatrowycz ma chyba zakaz wjazdu do Polski, a jego żona, zajmująca się podobną działalnością, jak widać takiego zakazu nie ma, ale czy faktycznie powinna się pojawiać w redakcji telewizji „Sława” i co może wyniknąć z takich spotkań i koneksji?

Stanisław Lewicki

Read Entire Article